Frajer – pomyśli wielu z nas. A ja chciałbym mieć takich sąsiadów, ba, współobywateli, którzy są praworządni i rzetelni, nie tylko kiedy inni patrzą. Opinia o uczciwość Szwajcarów jest zasłużona. Jej przykłady spotka się codziennie. W wiejskich sklepikach samoobsługowych samodzielnie oblicza się należność i wrzuca ją do kasy, obok której stoi pudełko z kilkoma garściami bilonu, gdyby potrzebna była reszta. Przyszpitalne kwiaciarnie nie pracują w niedzielę, ale kwiaty są wystawione na zewnątrz z cenami, a pieniądze za nie wrzuca się do pudełka. Jeżeli po wizycie w restauracji okaże się, że przez pomyłkę portfel zostawiliśmy w domu, zamiast propozycji pozmywania otrzymamy fakturę z trzydziestodniowym terminem zapłaty, której dane adresowe wypełnimy sami.
Znajomy Polak wypożyczał sprzęt narciarski dla dzieci. Serwisant wszystko dopasował, wyregulował narty i życzył milej jazdy. Ku zdziwieniu znajomego nie zażądano od niego żadnej zaliczki ani numeru karty kredytowej. Jak pan skończy jeździć, to się rozliczymy, ceny wiszą przy kasie – usłyszał na do widzenia.
Czy Szwajcarzy są szczęśliwi? Zapewne istnieje ku temu wiele powodów, z okolicznościami przyrody na czele, ale według przeprowadzonych badań ważnym czynnikiem jest szeroko stosowana demokracja bezpośrednia. Niemal każda istotna z punktu widzenia państwa, kantonu czy gminy decyzja jest poddana referendum.
Inwestor planuje nowy hotel w miasteczku – głosujemy.
Gwiazda filmowa chce otrzymać prawo pobytu i założyć fundację w gminie – głosujemy. Sąsiad wybudował dom o jeden metr wyższy, niż pozwala prawo lokalne – burzymy bez głosowania.

Dwa referenda kantonalne świetnie oddają sposób myślenia o państwie i poziom zaufania do władzy lokalnej i federalnej (ponad 80%). W pierwszym mieszkańcy jednego z kantonów odrzucili propozycję obniżenia podatków, przyjmując zapewnienia władz, że mają lepszy pomysł na nadwyżkę budżetową. W drugim odrzucili projekt wydłużenia urlopów, bo mogło to mieć negatywny wpływ na konkurencyjność ich produktów.
Szwajcaria od początku była trochę inna. Mieszkańcy trzech kantonów w 1291 roku podpisali umowę konfederacyjną, w której zobowiązali się strzec drogi przez Alpy. Nie łączył ich wtedy ani wspólny język, ani religia, na dobrą sprawę wcale się nie znali. Ta umowa jest fundamentem, na którym zbudowano państwo.
Helweci są bardzo dumni z możliwości współdecydowania o sprawach ich dotyczących i bardzo angażują się społecznie. Oszukiwanie państwa jest w powszechnym odczuciu oszukiwaniem samego siebie, bo obywatel czuje się za nie odpowiedzialny. Partycypacja w referendum jest zazwyczaj wysoka.
Chociaż, powiedzmy szczerze, partycypacja miała do niedawna również negatywny efekt. W niektórych małych gminach, ku uciesze zwłaszcza amerykańskich turystów, głosowanie przez podniesienie ręki odbywało się na miejscowym placu… na którym mieścili się wyłącznie mężczyźni! Dlatego prawo wyborcze kobiet przegłosowano dopiero w 1971 roku, a w kantonie Appenzel w 1999 roku.
W różnorodnej Szwajcarii jeden język byłby nieznośnym banałem. Obowiązują więc cztery języki urzędowe: niemiecki – którego żaden Niemiec nie rozumie, bo jest to raczej wybór lokalnych akcentów i dialektów innych w każdej gminie –francuski, włoski i retoromański, którym posługuje się niecałe czterdzieści tysięcy mieszkańców okolic Davos i St. Moritz. Jest on spadkiem po podboju tych terenów przez Rzymian w 15 roku p.n.e. Istnienie tego języka świadczy o tym, że Szwajcaria, pomimo swojej pozornej izolacji ze względu na wysokie góry, leży w centrum Europy i historia jej nie omijała.
Kantony, w liczbie dwudziestu sześciu, tworzące Konfederację Szwajcarską, są autonomiczne i kultywują swoją odrębność, szanując różnorodność kultur i tradycji sąsiadów. Mają odmienne systemy edukacji, samodzielnie decydują na przykład o sposobach obrony przed pandemią, o zamknięciu szkół. Różne są systemy podatkowe (uwaga, ludzie zamożni mogą z gminą negocjować wysokość podatku i zamieszkać w tej, która złoży najlepszą ofertę). Odnotujmy w tym miejscu głosy mówiące, że w czasie pandemii federalizm nie do końca się sprawdził. Rząd Federalny zalecił zamknięcie tras narciarskich na dwa tygodnie, nie miał jednak prawa niczego kantonom narzucać. Kantony górskie, jak Gryzonia czy Wallis, zdecydowały inaczej i stoki na Boże Narodzenie i Sylwestra pozostały otwarte. Argument: oczywiście ekonomiczny, ale też „tradycja”. Szwajcarzy kochają swoje góry i nie ma żadnej siły, która odciągnęłaby ich od narciarstwa. Przecież to forma aktywnego odpoczynku. Ale decyzja o otwarciu stoków była przemyślana. Oba kantony na trzy czy cztery tygodnie przed Świętami wprowadziły lokalny lockdown i zredukowały do minimum ilość zakażeń. Mieszkańcy byli zmotywowani i zdyscyplinowani. Miejsca w szpitalu się zwolniły i wszystko czekało na przyjęcie świątecznych gości.
Ja uważam, że federalizm się obronił, bo mieszkańcy sami zadecydowali o sprawach ich dotyczących. Pokazali, że kapitał, również społeczny, ma się dobrze w kraju Wilhelma Tella.