Nie taki diabeł straszny

Coraz więcej płacimy za podstawowe produkty. Po nowym roku rachunki za prąd mają wzrosnąć nawet o 40%. GUS, a za nim polskie media, podają informację o rekordowej inflacji. W przestrzeni publicznej, a także w naszych domach wrze od dyskusji na ten temat. Mamy mnóstwo obaw o nasze finanse w najbliższym czasie. Czy za kilka miesięcy zabraknie nam na przysłowiowy chleb?

1150x180

Globalny trend

Ogłaszana wszem i wobec rekordowa inflacja, wbrew powszechnym komentarzom, nie jest stanem wyjątkowym, dotyczącym tylko Polski. Pod tym względem nie wyróżniamy się na tle międzynarodowym. W sierpniu media informowały o pięcioprocentowej inflacji w Stanach Zjednoczonych. W Kanadzie w tym samym czasie mówiono o najwyższej od dwudziestu ośmiu lat czteroprocentowej podwyżce cen. Wrzesień przyniósł wiadomości o najwyższej od prawie trzech dekad inflacji w Niemczech (4%). Owszem, jej poziom w Polsce to jeden z najwyższych w Europie, ale w skali globalnej nie możemy mówić, że nasza sytuacja jest wyjątkowa.

„Jeżeli spojrzymy na długoterminowe szeregi inflacji w krajach rozwiniętych, to tak naprawdę ostatnich dwadzieścia lat było swojego rodzaju fenomenem. Tak długi okres niskiej i stabilnej inflacji był w zasadzie wyjątkiem, nie regułą”, komentuje doktor Radosław Kurach z katedry Ekonomii Matematycznej Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Dlaczego ceny rosną?

Inflacja jest procesem gospodarczym oznaczającym wzrost przeciętnego poziomu cen w gospodarce, którego przyczynami, w dużym uproszczeniu, mogą być rosnący popyt (chcemy więcej kupować) lub malejąca podaż (braki w dostawach towaru lub rosnące koszty ich wytworzenia.).

„Dziś w zasadzie wszystko sprzyja inflacji: w czasie pandemii nie chodziliśmy do restauracji czy do kin i teraz nadrabiamy pewne zaległości. W ekonomii mówimy w tym wypadku o tak zwanym odłożonym popycie. Jednocześnie z drugiej strony mamy problem z dostępnością wielu towarów, w szczególności półproduktów”, tłumaczy doktor Kurach.

Nie bez znaczenia dla inflacji jest wzrost cen surowców, wynikający między innymi z pozrywanych w czasie pandemii łańcuchów logistycznych i zwiększonego zapotrzebowania na nie w związku z dążeniami do zielonej transformacji na całym świecie.

„Naturalnym procesem przemian energetycznych jest wzrost popytu na tak zwane „zielone metale”, wykorzystywane na przykład do produkcji baterii i innych podzespołów. Takim metalem jest na przykład miedź, którą wykorzystuje się zarówno w procesie transformacji energetycznej (energetyka wiatrowa, pojazdy elektryczne), jak również w obszarach życia, które są z nami „od zawsze” np. w budownictwie. W tym wypadku mamy do czynienia także z nieoczywistym sprzężeniem zwrotnym: potrzebna jest zwiększona produkcja metali, to pociąga za sobą większą konsumpcję energii, a ta z kolei podbija jej koszty”, dodaje doktor Kurach.

Warto przy okazji sprostować opinię społeczną, według której wzrost cen wynika głównie z realizowanych przez rząd programów socjalnych. Jak wskazano powyżej, niezależnie od naszych politycznych sympatii i antypatii, upatrywanie przyczyny obecnego poziomu inflacji w programach typu 500+, jest błędnym założeniem. „Oczywiście, efekty tych programów były widoczne w szczególności na początku po wprowadzeniu 500+, ale nie przeceniałbym ich znaczenia dla ogółu procesów inflacyjnych”, komentuje doktor Kurach.

Mniejsze zło

Inflacja i tak jest najmniej bolesną konsekwencją spowodowanego pandemią, nieprzewidzianego załamania gospodarki. Z perspektywy finansów publicznych, taka podwyższona inflacja ma jednak pewne pozytywne konsekwencje. Gdy płacimy wyższe ceny, rząd zbiera więcej podatków i przez to łatwiej spłaca się dług publiczny.

„Przypominam, że z długu finansowano wszystkie tarcze finansowe. Jeżeli nie spłacimy tego w postaci podatku inflacyjnego, to po prostu będziemy mieli coraz wyższe podatki wprost – zauważa doktor Radosław Kurach. – Śmiem też twierdzić, że nie jesteśmy w stanie zrobić wiele z inflacją bez narażania się na znaczne dodatkowe koszty. Aby zmniejszyć jej poziom do docelowych 2,5% rocznie, w obecnej sytuacji Narodowy Bank Polski musiałby bardzo mocno podnieść stopy procentowe schładzając przy tym koniunkturę, co oczywiście skutkowałoby dużym wzrostem bezrobocia, a czy na pewno tego byśmy chcieli?”.

Pusty portfel?

Inflacja jest zatem procesem, który z ogromnym prawdopodobieństwem w najbliższym czasie znacząco nie spowolni. Czy w związku z tym powinniśmy obawiać się o nasze finanse? Jak odbije się podwyżka cen na przeciętnym domowym budżecie?

„Inflacja nie wpłynie jednakowo na każdego. Każdy z nas ma bowiem inną strukturę konsumpcji. Jeżeli będą rosły koszty energii czy żywności, a stanowią one dominujący udział naszych wydatków, to rzeczywiście doświadczymy inflacji mocniej. Będziemy więc musieli dostosować swoją konsumpcję do cen na rynku. Sytuacja jest odmienna od tej, do jakiej przyzwyczailiśmy się przez ostatnich dwadzieścia lat, ale absolutnie nie snułbym jakichś katastroficznych wizji. Zapewne wiele osób pamięta jeszcze inflację, która miała miejsce na początku lat 90., kiedy mieliśmy do czynienia ze wzrostem ogólnego poziomu cen rzędu kilkudziesięciu procent. Zatem uważam, że póki co, przy niecałych 6% nie ma powodów do paniki. Nie jest to oczywiście sytuacja komfortowa, ale nie jest to jeszcze ten poziom inflacji, który paraliżuje aktywność gospodarczą. Nie oznacza to jednak, że sytuację należy ignorować. NBP powinien działać z pewnym wyprzedzeniem starając się powstrzymać dalszy jej wzrost i tutaj polityka pieniężna oraz sposób jej komunikowania wymagałyby pewnej korekty. Jeśli natomiast inflacja będzie nadal przyspieszała, wtedy bardziej radykalne kroki mogą być nie do uniknięcia.”,  podsumowuje doktor Radosław Kurach.

Polecamy

76% polskich firm deklaruje, że w jakimś stopniu wykorzystuje onboarding. Jak wygląda sytuacja w instytucjach państwowych? Od pewnego czasu onboarding stał się częścią kultury pracy na Uniwersytecie Ekonomicznym we…
Serce boli na wieść o bombardowaniu ukraińskich miast przez sowieckich okupantów. W pamięci wraca ciepły kwiecień 2007 roku, w którym do wschodniej i zachodniej Ukrainy, w poszukiwaniu nowych…

1150x180