Wielka Brytania postanowiła dalej iść sama, a wychodząc z Unii Europejskiej, wycofała się z programu wymiany studenckiej Erasmus+. Premier Borys Johnson oświadczył, że kraju nie stać na dalszy udział w programie. Wolne żarty, Anglia to piąta gospodarka na świecie. Szybko wyliczono, że kraj zarabiał na przyjmowaniu studentów zagranicznych nawet do czterystu milionów funtów rocznie.
Dla studentów z krajów członkowskich UE decyzja ta oznacza: primo – czesne na poziomie płaconym dotychczas przez kraje spoza UE, takie jak np. USA, Kanada czy Japonia. Do tej pory obywateli UE obowiązywała taka sama (czyli niższa) cena jak dla Anglików. Secundo – kredyty studenckie nisko oprocentowane i przyjazne w spłacaniu przestaną funkcjonować. Można będzie wziąć kredyt w banku, a to nie jest to samo.
Opozycja nazwała decyzję rządu kulturowym barbarzyństwem. Wielka Brytania zawsze spoglądała chętnie w stronę USA i rynków azjatyckich. Jednak w historii wiele razy dawała dowód na to, że Europa kontynentalna nie jest jej obojętna. Przypomnijmy choćby, że w bitwie pod Waterloo w 1815 roku, która oznaczała ostateczny upadek Napoleona I i nowy ład na kontynencie, wojskami koalicji antyfrancuskiej dowodził angielski generał, książę Wellington.
Kiedy w 1997 roku Wielka Brytania wprowadziła czesne za studia, premier Tony Blair polecił opracować program zachęcający do przyjazdu na studia na Wyspy. Słusznie rozumował, że obok zysków finansowych absolwenci uczelni brytyjskich poznają język i kulturę, staną się ambasadorami kraju, członkami prestiżowych klubów absolwenta i stowarzyszeń biznesowych, będą tworzyli nieformalną koleżeńską sieć wpływów. Rząd w Londynie nie wydałby na taką promocję ani centa.

Chociaż zasada fair play jest wysoko ceniona przez Brytyjczyków, moim zdaniem w tej sprawie rząd nie wykazał się refleksem i zagrał na nosie Europejczykom, zwłaszcza młodym. Erasmus jest w powszechnej opinii ogromnym sukcesem Unii, przykładem solidarności i odpowiedzialności za edukację przyszłych pokoleń Europejczyków, wyrazem wspólnych wartości, takich jak swoboda podróżowania, tolerancja, możliwość kształcenia się w środowisku międzynarodowym, doświadczenia innych kultur czy stylu życia. Ważnym celem było wyrównanie poziomów i szans na dobrą edukację we wszystkich krajach Unii.
Rzadki przykład działania o wyniku: No winner!
Niech pointą tego felietonu będą dwie informacje.
Niedawno Komisja Europejska podwoiła budżet Erasmusa. Środki na program w ramach perspektywy na lata 2021-2027 wynosić będą dwadzieścia sześć miliardów euro. To o ponad połowę więcej niż w latach 2014-2020.
Wyjazd z Erasmusem ułatwia zakochanie, co w wieku studenckim nie powinno specjalnie dziwić. Ja sam znam cztery szczęśliwe małżeństwa, owoce wymiany międzynarodowej. Komisja Europejska obliczyła, że pary „erasmusowskie” doczekały się już ponad miliona dzieci. W tym kontekście nie dziwią pogłoski dobiegające z okolic polskiego Ministerstwa Edukacji i Nauki, żeby zmniejszyć liczbę lekcji języków obcych w szkołach i w ten sposób ograniczyć liczbę wyjeżdżających na studia za granicę.
Bo język ułatwia.