Profesor Marek Kośny zajmuje się problemami społecznymi polskich rodzin nie tylko teoretycznie. Jest przewodniczym Zespołu Ekspertów Związku Dużych Rodzin Trzy Plus, członkiem Panelu Ekonomistów „Rzeczpospolitej”, autorem i współautorem kilkudziesięciu publikacji dotyczących m.in. bezpieczeństwa ekonomicznego Polaków.
Panie profesorze, jest pan specjalistą od „ekonomii dobrobytu”. Czym zajmuje się ten dział ekonomii? Jaka jest definicja dobrobytu?
Ekonomia dobrobytu, jako dział ekonomii, zajmuje się – mówiąc najogólniej – tym, jak zbudować sprawnie funkcjonujący system, w ramach którego państwo, firmy i gospodarstwa domowe mają współdziałać tak, aby ludziom żyło się jak najlepiej.
Sformułowanie „żyć jak najlepiej” odnosi się wprost do definicji dobrobytu. W tym miejscu pojawiają się jednak poważne wątpliwości. Problemem jest to, jak rozumieć dobrobyt – zarówno w ujęciu indywidualnym, jak i społecznym. Czy – bardzo upraszczając – chodzi o to, żeby obywatele mieli pieniądze, czy kluczowe jest jednak coś innego? Tym „czymś innym”, nawiązując do myśli Johna Rawlsa i Amartyi Sena, mogą być na przykład pewne „dobra podstawowe” czy możliwości (capabilities).
Gdy pójdziemy dalej w dyskusjach toczących się w ramach ekonomii dobrobytu, napotkamy drugie kluczowe pytanie – jak wyobrażamy sobie podział tych „dóbr” w populacji? Czy chcemy – za Rawlsem – zajmować się jedynie osobami znajdującymi się w najgorszej sytuacji, czy jesteśmy jednak w stanie o nich chwilowo zapomnieć, kreśląc świetlaną przyszłość opartą na szybkim wzroście gospodarczym, w którego efektach wszyscy będą docelowo partycypować?
Rozstrzygnięcia w tym zakresie owocują zupełnie innymi koncepcjami państwa, czego warto mieć świadomość. I czego tak naprawdę cały czas doświadczamy.
Zdefiniujmy zatem, czym według ekonomistów jest „nierówność społeczna”?
Nierówność społeczna – jak każda inna nierówność – to sytuacja, w której jedni mają czegoś więcej niż inni.
O nierównościach społecznych mówimy wówczas, gdy pewne grupy mają więcej zasobów, praw, możliwości niż inni. To, że nierówności występują – także i w tym obszarze – jest czymś zupełnie naturalnym. Próby całkowitej likwidacji nierówności społecznych przerabialiśmy już w poprzednim stuleciu na własnym przykładzie i chyba nie chcemy do tego wracać. Faktycznym problemem może być jednak skala nierówności.
Gdy popatrzymy na Indie, widzimy całe grupy ludzi (kasty), którzy nie mają nic, włącznie z jakimikolwiek prawami. Widzimy też takich ludzi, którzy bardzo zyskują na tej sytuacji. Dlatego nie dziwi, że jedna z głównych postaci ekonomii dobrobytu, Amartya Sen, jest właśnie Hindusem. On po prostu te problemy obserwował od dzieciństwa.
Gdy wyobrazimy sobie świat wielkich nierówności (a nie trzeba do tego bardzo bujnej wyobraźni), to od razu widać, że osoby uprzywilejowane nie zawsze – a wręcz bardzo rzadko lub prawie nigdy – są zainteresowane tym, żeby się swojej uprzywilejowanej pozycji zrzec.
Gdy patrzymy na świat, obserwujemy tendencję wręcz odwrotną – ludzie, którzy już są uprzywilejowani, żądają kolejnych przywilejów. Przykład: Ci, którzy już mają olbrzymie majątki, chcą, by były one jeszcze większe. Widać to na poziomie indywidualnym, ale ta tendencja występuje także równie wyraźnie na poziomie firm i korporacji czy całych państw.
Wojny, paradoksalnie, są momentem, kiedy nierówności spadają.
Czy to prawda, że dopiero dramatyczne wydarzenia w skali świata, na przykład wojny, są katalizatorem przemian?
Wielkie zmiany w obszarze nierówności społecznej faktycznie pojawiają się w czasie wielkich przewrotów – wojen, rewolucji – które niszczą dotychczasowy porządek. Dodam, że nawet znaczne kryzysy gospodarcze często nie wywołują tak fundamentalnych przemian. Pokazują to ostatnie ogólnoświatowe kryzysy – finansowy z 2008 roku, oraz obecny, związany z pandemią COVID19. One nie zniwelowały, ale pogłębiły nierówności. Jest to bardzo smutna konstatacja, ale tak to pokazuje dotychczasowa historia.
Nasza rozmowa została zainspirowana wywiadem dla Telewizji Echo24 z udziałem profesora Marka Kośnego pt. Gdzie najbardziej widać nierówności społeczne?
Polecamy także